ehh hahah
banner
ehhh.mastodon.social.ap.brid.gy
ehh hahah
@ehhh.mastodon.social.ap.brid.gy
experimental music creator from Kraków, Poland

[bridged from https://mastodon.social/@ehhh on the fediverse by https://fed.brid.gy/ ]
#polecajka #podcast #disabilitystudies #blind

super podcast z dwoma osobami niewidomymi o tym jak doświadczają świata. wydaje mi się że te 2h to podstawa, żeby je zrozumieć i wiedzieć jak mądrze je wspierać.

z podcastu wiem:
- ile kosztuje biała laska (300-600zł)
- dlaczego niewidomi noszą […]
Original post on mastodon.social
mastodon.social
December 23, 2025 at 3:46 PM
Reposted by ehh hahah
Hi @tidalcycles + @strudel people!

If you'd like to support + encourage software and community development of Strudel, Tidal and sibling projects, now would be great time!
https://opencollective.com/tidalcycles

This software is shared as free/open source with love, and created and supported […]
Original post on post.lurk.org
post.lurk.org
December 20, 2025 at 3:39 PM
Lek­tu­ra nie­zwy­kle inspi­ru­ją­ce­go i eru­dy­cyj­ne­go tek­stu Zuzan­ny Sali1 oraz zna­ko­mi­tej pole­mi­ki autor­stwa Pio­tra Sadzi­ka2 wywo­ła­ła we mnie echo daw­nych emo­cji i dyle­ma­tów, spo­rej czę­ści absol­wen­tów i stu­den­tów angli­sty­ki w Pol­sce zapew­ne dobrze zna­nych. Otóż – kar­mie­ni w pol­skiej szko­le roman­tycz­ny­mi wizja­mi lite­ra­tu­ry jako szla­chet­nej eks­pre­sji pory­wów ser­ca – na stu­diach po raz pierw­szy zde­rzy­li­śmy się z chłod­nym, ana­li­tycz­nym obli­czem ame­ry­kań­skiej nowej kry­ty­ki, kie­run­ku wyzna­wa­ne­go we wcze­snych latach 2000. przez znacz­ną część naszych wykła­dow­ców (tu ser­decz­ne pozdra­wiam Davi­da Schauf­fle­ra, któ­ry nicze­go nie prze­czu­wa­jąc, zafun­do­wał nam na pierw­szym roku stu­diów wstrząs egzy­sten­cjal­no-aka­de­mic­ki pod nazwą _clo­se reading_ : żad­nych pytań o to, co poeta miał na myśli, ani o to, jak dzie­ło odno­si się do bio­gra­fii twór­cy!). Ów moment był praw­dzi­wie okrut­nym rytu­ałem przej­ścia, po któ­rym bez­pow­rot­nie utra­ci­li­śmy lek­tu­ro­wą nie­win­ność. Od tej chwi­li na każ­dy zachwyt nad wier­szem czy powie­ścią padał cień podej­rze­nia o to, że przy­czy­ną owych admi­ra­cji są w isto­cie oso­bi­ste pen­sjo­nar­skie sen­ty­men­ty; każ­dy poryw ser­ca wyma­gał zaś nasze­go samo­bi­czo­wa­nia w imię chłod­nej ana­li­zy i prób odna­le­zie­nia kore­la­tu obiek­tyw­ne­go. Jaką ulgą było dla nas pozna­nie dru­go­fa­lo­wej kry­ty­ki femi­ni­stycz­nej! Te pły­wy i morza _écri­tu­re fémi­ni­ne_ , te kobie­ce nad­mia­ry i sur­plu­sy, histe­rie, łzy, mle­ko i krew! Zwrot ku tym pro­gra­mo­wym „sza­leń­stwom kobie­co­ści”, ujmo­wa­nym jako prze­ciw­wa­ga dla opre­syj­nej domi­na­cji patriar­chal­ne­go pry­ma­tu rozu­mu, wyda­wał nam się aktem praw­dzi­wie rewo­lu­cyj­ne­go opo­ru. Jako stu­dent­ki przyj­mo­wa­ły­śmy je, rzecz jasna, z całym neo­fic­kim zapa­łem i bez­kry­tycz­nym entu­zja­zmem, więc wła­śnie tak samo, jak wcze­śniej potę­pia­ły­śmy nasze daw­ne nauczy­ciel­ki języ­ka pol­skie­go za pro­gra­mo­we upra­wia­nie _inten­tio­nal fal­la­cy_. Oczy­wi­ście celo­wo prze­ry­so­wu­ję wspo­mnia­ne gwał­tow­ne zwro­ty świa­to­po­glą­do­we, ponie­waż reto­ry­ka emo­cjo­nal­nych kon­tra­stów wybrzmie­wa nie­co w podej­ściu kry­tycz­no­li­te­rac­kim, do pew­ne­go stop­nia repre­zen­to­wa­nym zarów­no przez tekst Zuzan­ny Sali – choć oczy­wi­ście w dużo bar­dziej wywa­żo­nej i doj­rza­łej for­mie, dodat­ko­wo nie­po­zba­wio­nej świa­do­mej auto­iro­nii – jak i Pio­tra Sadzi­ka (tutaj poja­wia się roman­tycz­na obro­na emo­cji, ale jedy­nie tych, któ­re na to zasłu­gu­ją). Choć utrzy­ma­ny w tonie sar­ka­stycz­no-auto­kry­tycz­nym, arty­kuł Sali odtwa­rza dycho­to­mię: z jed­nej stro­ny poja­wia się „zło­śli­wa nie­ludz­ka kry­tycz­ka, dla któ­rej lite­ra­tu­ra jest waż­niej­sza niż dru­ga oso­ba”3 – czy­li autor­ka zauwa­ża­ją­ca ist­nie­nie mecha­ni­zmów obron­nych tam, gdzie powin­no nastą­pić spo­tka­nie z żało­bą – oraz jej prze­ci­wień­stwo: nad­wraż­li­wa i czu­ła czy­tel­nicz­ka, przy­zna­ją­ca się do wzru­szeń nad trze­cio­ga­tun­ko­wym kiczem. Sala sama sie­bie dys­cy­pli­nu­je brech­tow­skim wyob­co­wa­niem, a jed­no­cze­śnie przy­po­mi­na, że prze­cież autor też czło­wiek (co odno­si się rów­nież do kry­ty­ka). Z kolei Sadzik w swo­jej roman­tycz­nej obro­nie emo­cji pisze o „złych” i „dobrych” wzru­sze­niach4, pod­kre­śla­jąc, że sama podejrz­li­wość nie wystar­czy – musi ona mieć uzu­peł­nie­nie w posta­ci wyobraź­ni, ponie­waż dopie­ro połą­cze­nie kry­tycz­nej trzeź­wo­ści z marze­niem pozwa­la ochro­nić świat przed odcza­ro­wa­niem. Mam wra­że­nie, że ta bie­gu­no­wość nie poma­ga nam zoba­czyć afek­tu w szer­szym kon­tek­ście, któ­ry nie tyle umoż­li­wił­by upo­rząd­ko­wa­nie naszych wyobra­żeń, ile pomógł nam zro­zu­mieć, dla­cze­go emo­cje są dla nas tak… emo­cjo­nu­ją­cym tema­tem. „Pisa­rze są ludź­mi”, przy­po­mi­na Sala. „A to istot­na prze­szko­da dla kry­ty­ki lite­rac­kiej, któ­rej dla dobra inter­pre­ta­cji nie powin­ny zanad­to inte­re­so­wać byty poza­tek­sto­we”5 – iro­ni­zu­je. Podo­ba mi się to sar­ka­stycz­ne i cel­ne pod­su­mo­wa­nie patriar­chal­nej tra­dy­cji zachod­niej kry­ty­ki lite­rac­kiej: tej strze­gą­cej rze­ko­mej obiek­tyw­no­ści, a jed­no­cze­śnie skłon­nej do wyty­ka­nia czy­tel­ni­kom kolej­nych „błę­dów emo­cjo­nal­nej inter­pre­ta­cji”. Trud­no jed­nak uwie­rzyć, że dzi­siaj myśle­nie tego rodza­ju wciąż bywa repro­du­ko­wa­ne. Prze­cież już daw­no mamy to za sobą i wie­my, że regu­ły „wła­ści­we­go czy­ta­nia”, kry­ty­ku­ją­ce rze­ko­me „błę­dy sen­ty­men­tal­no­ści”6, a for­mu­ło­wa­ne w pierw­szej poło­wie XX wie­ku przez bia­łych, zamoż­nych anglo­ję­zycz­nych pro­fe­so­rów utrzy­my­wa­nych z gran­tów Roc­ke­fel­ler Foun­da­tion, opie­ra­ły się na zało­że­niu, że ich wła­sna uprzy­wi­le­jo­wa­na pozy­cja – warun­ku­ją­ca prze­cież ich prze­ko­na­nia o tym, co zasłu­gu­je na uwa­gę kry­ty­ki lite­rac­kiej i na zna­le­zie­nie się w teo­re­tycz­nie obiek­tyw­nym kano­nie – jest prze­zro­czy­sta i neu­tral­na. Sku­pie­nie się na obiek­tyw­nej arty­stycz­nej war­to­ści dzie­ła (choć wąt­pli­we) skut­ku­je koniecz­no­ścią zigno­ro­wa­nia mate­rial­nych warun­ków powsta­wa­nia tek­stów oraz pomi­nię­ciem fak­tu, że lite­ra­tu­ra i kry­ty­ka są zawsze for­ma­mi eks­pre­sji okre­ślo­ne­go usy­tu­owa­nia – rezul­ta­ta­mi doświad­cza­nej lokal­no­ści, mobil­no­ści i widzial­no­ści w sie­ciach spo­łecz­nych, a więc efek­ta­mi rela­cji patrze­nia i bycia postrze­ga­nym. Powsta­wa­ła zatem hie­rar­chia rze­ko­mo opar­ta na uni­wer­sal­nych war­to­ściach este­tycz­nych i etycz­nych, w rze­czy­wi­sto­ści repro­du­ku­ją­ca ist­nie­ją­ce hie­rar­chie, na któ­rych szczy­cie znaj­du­ją się war­to­ści repre­zen­to­wa­ne przez męż­czyzn: bia­łych, hete­ro­sek­su­al­nych, neu­ro­ty­po­wych, cispł­cio­wych, speł­nia­ją­cych domi­nu­ją­ce nor­my kul­tu­ro­we, pocho­dzą­cych z kla­sy śred­niej i z kra­jów zachod­nich. Tym­cza­sem lite­ra­tu­ra i kry­ty­ka zawsze wyra­sta­ją z okre­ślo­nych warun­ków spo­łecz­nych, kul­tu­ro­wych, eko­no­micz­nych, kla­so­wych, etnicz­nych i gen­de­ro­wych – i rów­no­cze­śnie zawsze wywie­ra­ją wpływ wła­śnie na te warun­ki. Może jed­nak część z nas nosi w sobie głę­bo­ko uwew­nętrz­nio­ne nowo­kry­tycz­ne zasa­dy, ten odru­cho­wy wstyd przed „here­zją sen­ty­men­tal­no­ści”7 czy lęk przed popeł­nie­niem „błę­du afek­ta­cji” (_affec­ti­ve fal­la­cy_)8. Gdy Sala zachwy­ca się jed­ną ze scen w książ­ce Mate­usza Paku­ły („Paku­ła dosko­na­le obra­zu­je bez­rad­ność i strach, a rów­no­cze­śnie sta­ra się poka­zy­wać, jak trud­na bywa miłość […]. W tej krót­kiej sce­nie zawie­ra się wszyst­ko […]. Paku­ła kon­den­su­je tę skom­pli­ko­wa­ną sieć zależ­no­ści w krót­kim opi­sie i fak­tycz­nie dzię­ki reduk­cji osią­ga zamie­rzo­ny efekt – wychwy­tu­je emo­cjo­nal­ną esen­cję sytu­acji i trans­fe­ru­je ją na czy­tel­ni­ka”9 – i tak dalej), momen­ta­mi odno­szę wra­że­nie, że uwo­dzi ją wła­śnie Elio­tow­ski kore­lat obiek­tyw­ny: poru­sze­nie wywo­ła­ne przez to słyn­ne męskie i chłod­ne „wzru­sze­nie struk­tu­ral­ne”10, skru­pu­lat­nie uni­ka­ją­ce pato­su i podej­rze­nia o nad­mier­ną uczu­cio­wość. W koń­cu emo­cje w sztu­ce – zgod­nie z tą tra­dy­cją – mają być bez­oso­bo­we. T.S. Eliot opi­su­je prze­cież roz­wój arty­sty jako „bez­u­stan­ne poświę­ca­nie same­go sie­bie”11, ucie­ka­nie od emo­cji12, a same­go arty­stę jako czło­wie­ka doko­nu­ją­ce­go zagła­dy oso­bo­wo­ści: „im dosko­nal­szy arty­sta, tym ści­ślej oddzie­la się w nim czło­wiek cier­pią­cy od umy­słu twór­cze­go i tym dosko­na­lej prze­tra­wia i prze­ra­bia wzru­sze­nia […]”13. Z tek­stu Sali wyła­nia­ją się więc dwie posta­wy czy­tel­ni­cze. Mam wra­że­nie, że autor­ka za obie nie­zbyt się lubi: albo zim­na, wręcz nie­ludz­ka obo­jęt­ność na poza­tek­sto­we aspek­ty powsta­wa­nia dzie­ła, albo bez­dusz­ny sen­ty­men­ta­lizm, od któ­re­go kry­tycz­ka auto­iro­nicz­nie się dystan­su­je, traf­nie przy tym dostrze­ga jego komer­cyj­ne uwi­kła­nie w kapi­ta­li­stycz­ne pro­ce­sy pro­duk­cji kul­tu­ry maso­wej. Kon­struk­tyw­ną i afir­mu­ją­cą alter­na­ty­wą dla nowo­kry­tycz­nej bez­dusz­no­ści ma być dostrze­że­nie ludz­kie­go obli­cza auto­ra, któ­re w tek­ście Sali nie­bez­piecz­nie zbli­ża się do prób nie­pro­szo­ne­go ana­li­zo­wa­nia jego sta­nu psy­chicz­ne­go: „Prze­cież widzę, jak na dło­ni, że w _Duna­ju_ … to, w czym zwy­kle roz­po­zna­ję śro­dek sty­li­stycz­ny, nagle jawi mi się jako psy­cho­lo­gicz­ny mecha­nizm obron­ny”14 – pisze o tomie Mał­go­rza­ty Leb­dy. Przy­znam, że tego rodza­ju dia­gno­zy budzą mój sprze­ciw. W mniej przy­ja­znych kon­tek­stach nie­pro­szo­na ana­li­za psy­cho­lo­gicz­na może stać się for­mą prze­mo­cy – nawet jeśli wyni­ka z dobrych inten­cji. W naj­lep­szym razie opie­ra się ona na pew­nym poczu­ciu upraw­nie­nia (_enti­tle­ment_), czy­li na prze­ko­na­niu o wła­snym pra­wie do for­mu­ło­wa­nia dia­gnoz doty­czą­cych czy­je­goś życia wewnętrz­ne­go bez zgo­dy same­go zain­te­re­so­wa­ne­go. Autor udo­stęp­nia nam tekst, a nie pra­wo do trak­to­wa­nia go jak przy­pad­ku kli­nicz­ne­go. Nie uczest­ni­czy w żad­nym pro­ce­sie dia­gno­zy ani tera­pii, lecz w wymia­nie inter­pre­ta­cji, któ­rej gra­ni­ce powin­ny zostać etycz­nie roz­po­zna­ne. Tego typu zabieg nie­bez­piecz­nie przy­po­mi­na prak­ty­ki wcze­snej psy­cho­ana­li­zy lite­rac­kiej, zdys­kre­dy­to­wa­nej choć­by przez kurio­zal­ne wywo­dy Marii Bona­par­te15, pró­bu­ją­cej doko­nać psy­cho­ana­li­zy Edga­ra Alla­na Poego. Moim zda­niem błąd tkwi w prze­ko­na­niu, że jedy­nym spo­so­bem mówie­nia o emo­cjach w kry­ty­ce lite­rac­kiej jest wiwi­sek­cja _psy­che_ auto­ra czy ana­li­zo­wa­nie z zacie­kło­ścią domo­ro­słe­go dia­gno­sty traum, któ­re wpły­nę­ły na powsta­nie książ­ki, co Sala zresz­tą słusz­nie łączy z ryzy­kiem „spro­wa­dze­nia sztu­ki do porząd­ku przy­czy­ny i skut­ku, sta­nu i symp­to­mu”, a więc „ze śmier­cią kry­ty­ki lite­rac­kiej”16. Z kolei Sadzik pro­ble­my z lek­tu­ro­wym wzru­sze­niem ogra­ni­cza do kwe­stii jako­ści lite­ra­tu­ry wywo­łu­ją­cej inten­syw­ne emo­cje – czy­li jeśli wzru­sza nas dobra lite­ra­tu­ra, to dobrze, a jeśli nie­do­bra, to źle. Co wię­cej, gdy wzru­sza nas naj­więk­sza lite­ra­tu­ra, to indu­ko­wa­ne przez nią łzy wyostrza­ją nasze spoj­rze­nie. Zarów­no w tek­ście Zuzan­ny Sali, jak i Pio­tra Sadzi­ka dotkli­wie odczu­wam brak per­spek­ty­wy, któ­rą otwarł zwrot afek­tyw­ny – w tek­ście Sali pomi­nię­ty zupeł­nym mil­cze­niem, w sło­wach Sadzi­ka zaś odrzu­co­ny jako „fun­ta kła­ków nie­war­ta huc­pa”17 (sic!). Gdy­bym mia­ła przy­jąć reto­ry­kę moich zna­ko­mi­tych poprzed­ni­ków, mogła­bym w tym miej­scu zama­ni­fe­sto­wać wła­sne obru­sze­nie, ponie­waż mnie aku­rat poru­sza­ją pisma Gilles’a Deleuze’a i Féli­xa Guat­ta­rie­go czy opi­sy soma­tycz­nych prak­tyk filo­zo­fo­wa­nia Bria­na Mas­su­mie­go i Erin Man­ning. Być może bez­wstyd­nie wpa­dam tu w kró­li­czą norę („jak to nie wzru­sza, sko­ro wzru­sza?”), nie­mniej nie chcia­ła­bym dokła­dać swo­jej cegieł­ki do licy­ta­cji w sty­lu: „mój afekt jest lep­szy niż twój”. Dla­te­go pra­gnę wystą­pić nie tyle jako uzur­pu­ją­ca sobie pra­wo do obiek­tyw­no­ści obroń­czy­ni zwro­tu afek­tyw­ne­go, ile raczej jako skrom­ny i pery­fe­ryj­ny głos nie do koń­ca osa­dzo­ny w polu pol­skiej kry­ty­ki lite­rac­kiej. Uwa­żam, że zwrot afek­tyw­ny, przy całej jego nie­do­sko­na­ło­ści (nie moż­na pomi­nąć zarzu­tów o roz­my­cie poję­cio­we, prze­sad­ne sku­pie­nie na przed­ję­zy­ko­wym wymia­rze afek­tu, quasi-misty­cyzm czy ten­den­cje depo­li­ty­zu­ją­ce), dał nam dużo dobre­go w prak­ty­kach myśle­nia kry­tycz­ne­go oraz czy­ta­nia tek­stów kul­tu­ry, do cze­go wró­cę w dal­szej czę­ści tek­stu. Nie wiem, czy wpro­wa­dze­nie zwro­tu afek­tyw­ne­go w dycho­to­micz­nie nakre­ślo­ny spór rozu­mu z ser­cem pozwo­li upo­rząd­ko­wać nasze opi­nie doty­czą­ce ufa­nia łzom. Jestem za to prze­ko­na­na o sen­sow­no­ści uwzględ­nie­nia tej kate­go­rii w niniej­szej dys­ku­sji. Zga­dzam się zarów­no z Zuzan­ną Salą, jak i z Pio­trem Sadzi­kiem, że nie­pod­da­ny namy­sło­wi afekt może łatwo zostać wprzę­gnię­ty w kapi­ta­li­stycz­ny mecha­nizm licy­to­wa­nia się na inten­syw­ność doznań, a wów­czas zamiast być przy­czyn­kiem do zmia­ny czy bun­tu, sta­nie się pustym efek­tem – czy­li _de fac­to_ prze­sta­nie być afek­tem, ponie­waż stra­ci swo­ją moc oddzia­ły­wa­nia (_affec­ting_) i prze­kształ­ca­nia rze­czy­wi­sto­ści. Do cze­go są dobre afek­ty? _What are affects good for?_ , pyta Micha­el Hardt w przed­mo­wie do zbio­ru _The Affec­ti­ve Turn_ z 2007 roku18. Chęt­nie spa­ra­fra­zu­ję to pyta­nie: do cze­go jest dobry zwrot afek­tyw­ny? Nie: „po co nam zwrot afek­tyw­ny?”, nie „do cze­go słu­ży?” – ale wła­śnie „do cze­go jest dobry?”. Co to za narzę­dzie? Zwrot afek­tyw­ny dobry jest do uję­cia soma­tycz­ne­go wymia­ru lek­tu­ry w spo­sób, któ­re­go wcze­śniej­sze nur­ty teo­re­tycz­ne w ogó­le nie uwzględ­nia­ły. Nie pole­ga on na zupeł­nym wyłą­cze­niu inter­pre­ta­cji czy na rezy­gna­cji z kry­tycz­ne­go namy­słu, lecz je uzu­peł­nia, zapew­nia przy tym narzę­dzia szcze­gól­nie przy­dat­ne do ana­li­zy doświad­cze­nia czy­tel­ni­cze­go. W tym miej­scu pozwo­lę sobie na krót­ką oso­bi­stą dygre­sję: nie­daw­no roz­ma­wia­łam ze stu­dent­ka­mi i stu­den­ta­mi o książ­kach, przy któ­rych zda­rza nam się zasy­piać. Nie­zwy­kle trud­ne oka­za­ło się ode­rwa­nie tej opo­wie­ści od natych­mia­sto­we­go pyta­nia, czy ozna­cza to, że dana książ­ka jest „zła”, „nud­na” lub „mono­ton­na”. A prze­cież z per­spek­ty­wy afek­tyw­nej może­my rozu­mieć pro­ces lek­tu­ry w kate­go­rii sen­so­mo­to­rycz­nej, soma­tycz­nej. Odbie­ra­nie tek­stu wią­że się tu z przyj­mo­wa­niem okre­ślo­nych pozy­cji cia­ła, z drob­ny­mi poru­sze­nia­mi, zmia­na­mi napię­cia, ryt­ma­mi odde­chu, fluk­tu­acja­mi ener­gii i chwi­la­mi dez­orien­ta­cji, któ­re two­rzą soma­tycz­ną mapę inte­rak­cji z książ­ką. W tym kon­tek­ście czy­ta­nie może­my uzna­wać na przy­kład za for­mę regu­la­cji afek­tyw­nej: lek­tu­ra wpły­wa na układ przy­współ­czul­ny, co dobrze widać wła­śnie w zja­wi­sku przy­sy­pia­nia nad książ­ką, czy­li w jed­nym ze spo­so­bów soma­tycz­ne­go oddzia­ły­wa­nia (_affec­ting_) tek­stu, któ­ry koi prze­bodź­co­wa­ny układ ner­wo­wy. Tak uję­ty pro­ces czy­ta­nia uru­cha­mia poten­cjał tek­stu nie dzię­ki inter­pre­ta­cji, lecz przez wyko­rzy­sta­nie roz­ma­itych moż­li­wo­ści wyni­ka­ją­cych z mate­rial­ne­go aspek­tu inte­rak­cji (ręka–książka, ruch gał­ki ocznej–tekst, rytm oddechu–przewracanie stron, cisza–głos) i innych chwi­lo­wych sprzę­żeń. Książ­ka prze­sta­je być wów­czas sta­tycz­nym „pojem­ni­kiem na zna­cze­nie”19, a sta­je się zda­rze­niem roz­gry­wa­ją­cym się mię­dzy cia­łem a tek­stem. Podą­ża­jąc tym tro­pem, może­my nawet dywa­go­wać, któ­re książ­ki są w tym rozu­mie­niu „dobre”, a któ­re „złe”, co wca­le nie musi się pokry­wać ze sche­ma­tycz­nym war­to­ściu­ją­cym osą­dem: zasy­pia­my przy książ­kach nud­nych, a dla cie­ka­wych zary­wa­my noc. W uprosz­cze­niu: nasz układ ner­wo­wy mogą koić nud­ne i banal­ne opi­sy kra­jo­bra­zów, a tak­że szcze­gól­na pro­zo­dia poezji, cel­ne i pozwa­la­ją­ce nam upo­rząd­ko­wać nasze rozu­mie­nie dia­gno­zy spo­łecz­ne, obra­zo­we odda­nie zachwy­tu natu­rą, tek­sty inte­lek­tu­al­nie gęste, choć cie­ka­we; a pobu­dzać (czy wręcz roz­stra­jać) – zły prze­kład, iry­tu­ją­co pate­tycz­ne afek­ta­cje, ale też traf­ne roz­po­zna­nia teo­re­tycz­ne, poczu­cie iden­ty­fi­ka­cji czy sil­ne wra­że­nie przy­jem­no­ści este­tycz­nej wywo­ła­ne posłu­gi­wa­niem się języ­kiem o nie­ty­po­wej ener­gii. Zwrot afek­tyw­ny został wpro­wa­dzo­ny po to, żeby prze­nieść uwa­gę z repre­zen­ta­cji i zna­czeń na to, co tekst robi, jak oddzia­ły­wa (_affect_), a nie tyl­ko na to, co mówi. Nie cho­dzi tu więc o afek­ta­cje i emo­cje, lecz o prze­su­nię­cie, któ­re pozwa­la badać siły, inten­syw­no­ści, napię­cia, jakie wytwa­rza tekst, zanim zosta­ną one uję­te w języ­ko­wą repre­zen­ta­cję. Pozwa­la to otwo­rzyć namysł nad lite­ra­tu­rą na doświad­cze­nie cie­le­sne i mate­rial­ne, któ­re towa­rzy­szy lek­tu­rze, a tak­że zdjąć z afek­tów (nie: z emo­cji) odium nie­aka­de­mic­ko­ści. Zwrot afek­tyw­ny słu­ży przy­wró­ce­niu żywot­no­ści rela­cji czytelnik–tekst i uwzględ­nie­niu tego, co dotąd było mar­gi­na­li­zo­wa­ne jako poza­zna­cze­nio­we. Co więc zwrot afek­tyw­ny robi pro­ce­so­wi lek­tu­ry? Przede wszyst­kim prze­su­wa akcent z inter­pre­ta­cji na doświad­cze­nie, a jed­no­cze­śnie nie zmu­sza nas do rezy­gna­cji z inter­pre­to­wa­nia. Zamiast tego poka­zu­je, że lek­tu­ra zaczy­na się wcze­śniej, w cie­le­snym, emo­cjo­nal­nym, afek­tyw­nym pobu­dze­niu. Zwrot afek­tyw­ny trak­tu­je lek­tu­rę jako zda­rze­nie, a nie samo deko­do­wa­nie zna­czeń. Czy­ta­nie jest spo­tka­niem dwóch ciał (tek­stu i czy­tel­ni­ka), któ­re wcho­dzą ze sobą w rela­cje inten­syw­no­ści. Może być więc pra­wie medy­ta­cyj­nym ćwi­cze­niem uważ­no­ści na zmia­ny tęt­na, napię­cie w brzu­chu, nagłe przy­spie­sze­nie myśli – wszyst­ko to sta­je się czę­ścią inte­rak­cji z tek­stem, a nie jej „zanie­czysz­cze­niem”. Wresz­cie tak ujmo­wa­ne podej­ście roz­sz­czel­nia hie­rar­chie lek­tu­ry, ponie­waż kie­dy odrzu­ci­my roz­róż­nie­nie na „wyra­fi­no­wa­ne, obiek­tyw­ne czy­ta­nie” i „sen­ty­men­tal­ną reak­cję”, dostrze­że­my, że afek­ty są nie­odzow­nym kom­po­nen­tem pozna­nia. W jaki spo­sób jest porząd­ko­wa­ne podej­ście do emo­cji czy­tel­ni­ka w kry­ty­ce lite­rac­kiej? Przede wszyst­kim oddzie­la się tu afekt od emo­cji – ponie­waż afekt to „przed­uczu­cio­wa” inten­syw­ność, któ­ra nie zosta­ła jesz­cze uję­ta w ramy spo­łecz­no-języ­ko­we, emo­cje zaś to już nazwa­ne i uła­dzo­ne wer­sje afek­tów – poka­zu­je rów­nież, że emo­cje czy­tel­ni­ka nie są prze­szko­dą, lecz nie­zbęd­nym efek­tem dzia­ła­nia tek­stu. Co waż­niej­sze, emo­cje są tu trak­to­wa­ne jako komu­ni­kat o obie­gu wła­dzy, rela­cjach spo­łecz­nych, napię­ciach kul­tu­ro­wych, a nie jako pry­wat­ne indy­wi­du­al­ne dozna­nia – w rezul­ta­cie to, co mnie wzru­sza, daje mi infor­ma­cje o moim usy­tu­owa­niu na punk­tach prze­cię­cia róż­nych linii hege­mo­nii i przy­wi­le­ju. Sara Ahmed pod­kre­śla, że emo­cje są cyr­ku­la­cją afek­tów mię­dzy ludź­mi a obiek­ta­mi: nie są pry­wat­ne, lecz są spo­łecz­nym mecha­ni­zmem, któ­ry łączy jed­nost­ki z histo­ria­mi i struk­tu­ra­mi20. Na przy­kład oso­ba wycho­wa­na w spo­łecz­no­ści, w któ­rej przez lata doświad­cza­ło się nie­do­bo­rów jedze­nia, może zupeł­nie ina­czej reago­wać na lite­rac­ką sce­nę śmier­ci uko­cha­ne­go zwie­rzę­cia. To, co dla czy­tel­ni­ka z zachod­niej kla­sy śred­niej jest momen­tem czy­ste­go wzru­sze­nia i rodza­jem _kathar­sis_ , dla kogoś, kto dora­stał w warun­kach chro­nicz­ne­go gło­du, może ozna­czać przede wszyst­kim sytu­ację ratun­ku: mię­sem tego zwie­rzę­cia moż­na by wyży­wić rodzi­nę. Brak łez nie jest tu bra­kiem empa­tii, lecz świa­dec­twem odmien­ne­go kul­tu­ro­we­go usy­tu­owa­nia, mapą doświad­czeń, w któ­rych war­to­ści emo­cjo­nal­ne i etycz­ne zosta­ły ufor­mo­wa­ne przez inne realia eko­no­micz­ne, spo­łecz­ne i histo­rycz­ne. Brian Mas­su­mi pod­kre­śla, że w sztu­ce i lite­ra­tu­rze afekt two­rzy pole moż­li­wo­ści, w któ­rym mogą dopie­ro wyło­nić się sen­sy21. Inter­pre­ta­cja afek­tyw­na powin­na uwzględ­niać to, co czu­je­my, zanim pomy­śli­my, bo tam mie­ści się poli­tycz­ny i trans­for­ma­cyj­ny poten­cjał sztu­ki22. Jeśli zwrot afek­tyw­ny budzi w nas nie­chęć, rów­nie dobrze może­my odwo­łać się do Ray­mon­da Wil­liam­sa i jego „struk­tu­ry czu­cia” (_struc­tu­re of feeling_)23, nie­utoż­sa­mia­nej prze­cież ze zwro­tem afek­tyw­nym, lecz z tra­dy­cją bry­tyj­skich stu­diów kul­tu­ro­wych. Ten dyna­micz­ny, nie­wy­ra­żo­ny wprost, lecz wspól­nie prze­ży­wa­ny zespół nastro­jów i wraż­li­wo­ści cha­rak­te­ry­stycz­nych dla dane­go momen­tu histo­rycz­ne­go nie­sie w sobie jakość zarów­no ete­rycz­ne­go i trud­ne­go do uchwy­ce­nia „uczu­cia”, jak i sztyw­ność i deter­mi­nu­ją­cy cha­rak­ter „struk­tu­ry” – pro­gra­mu two­rze­nia i dys­try­bu­cji zna­czeń. Jeśli więc zachwy­ca mnie tra­gicz­na sce­na napi­sa­na suro­wym, „męskim” hemin­gway­ow­skim języ­kiem, ope­ru­ją­ca elio­tow­skim _objec­ti­ve cor­re­la­ti­ve_ , to może war­to zapy­tać, w jakim stop­niu jest to mój wła­sny gust, w jakim rezul­tat głę­bo­ko zin­ter­na­li­zo­wa­nej, patriar­chal­nej edu­ka­cji lite­ra­tu­ro­znaw­czej, w ramach któ­rej przez deka­dy uczo­no nas war­to­ścio­wa­nia sty­lów eks­pre­sji według hie­rar­chii gło­szą­cej pry­mat powścią­gli­wo­ści emo­cjo­nal­nej nad wylew­no­ścią, a tak­że struk­tu­ra­li­za­cję emo­cji i etos samo­po­świę­ce­nia. Płacz nad _Szko­łą uczuć_ Gustave’a Flau­ber­ta może spo­ro mówić o moim ukształ­to­wa­niu przez okre­ślo­ne reżi­my praw­dy doty­czą­ce miło­ści, roz­cza­ro­wa­nia, ambi­cji i kla­sy spo­łecz­nej, ale rów­nie dobrze może dowo­dzić zin­ter­na­li­zo­wa­nia roman­tycz­nej tra­dy­cji, któ­ra uzna­je melan­cho­lię nie­speł­nie­nia za szla­chet­ną (choć męską) emo­cjo­nal­ność i jako taką god­ną lite­rac­kie­go uzna­nia. Może być efek­tem nasią­ka­nia este­ty­za­cją męskiej udrę­ki czy prze­ko­na­niem o wyjąt­ko­wo­ści „wiel­kich roz­cza­ro­wań” albo wia­ry, że uczu­cia i pra­gnie­nia mło­de­go inte­li­gen­ta mają war­tość uni­wer­sal­ną. To może rów­nież być sygnał uczest­nic­twa w okre­ślo­nym habi­tu­sie kla­so­wym, w któ­rym ceni się doświad­cze­nia este­tycz­ne wywo­łu­ją­ce „szla­chet­ne cier­pie­nie” boha­te­rów lite­rac­kich – cier­pie­nie kodo­wa­ne jako kul­tu­ro­wo wyż­sze niż na przy­kład emo­cjo­nal­ne reak­cje na lite­ra­tu­rę popu­lar­ną. A jeśli wsty­dzę się wła­snych łez czy sen­ty­men­tal­nych reak­cji wywo­ły­wa­nych przez roman­so­we powie­ści, to może pro­blem nie tkwi we mnie, lecz w sys­te­mie, któ­ry naj­pierw socja­li­zu­je dziew­czyn­ki do prze­ży­wa­nia miło­sne­go wzru­sze­nia jako klu­czo­we­go ele­men­tu kobie­co­ści, a póź­niej je zawsty­dza i dys­cy­pli­nu­je za to samo, pięt­nu­jąc „kobie­cy” sen­ty­men­ta­lizm jako histe­rycz­ny, naiw­ny czy nie­war­to­ścio­wy. O tym mecha­ni­zmie świet­nie pisa­ła Tania Modle­ski: jak kul­tu­ra popu­lar­na zara­zem pod­trzy­mu­je kobie­ce fan­ta­zje (zwłasz­cza te zwią­za­ne z miło­ścią roman­tycz­ną) i natych­miast je dewa­lu­uje, wpi­su­jąc je w patriar­chal­ny obieg wsty­du, iro­nii i spo­łecz­nej sank­cji. Według Modle­ski reak­cje emo­cjo­nal­ne kobiet nie są „pry­wat­ny­mi sła­bo­ścia­mi”, lecz skut­kiem zło­żo­nych pro­ce­sów socja­li­za­cji i narzę­dziem kon­tro­li spo­łecz­nej, któ­re jed­no­cze­śnie utrwa­la i pod­wa­ża domi­nu­ją­ce wzor­ce kobie­co­ści24. Eve Koso­fsky Sed­gwick pisze, że posta­wa cia­ła pod­czas czy­ta­nia – pochy­lo­na gło­wa, opusz­czo­ne powie­ki – przy­po­mi­na gesty wsty­du, a sama lek­tu­ra two­rzy afek­tyw­ne „pole sił”, w któ­rym czy­tel­nik odci­na się od oto­cze­nia. Sed­gwick pod­kre­śla, że wstyd nie jest wyłącz­nie reak­cją afek­tyw­ną, lecz tak­że mecha­ni­zmem poznaw­czym: wpły­wa na uwa­gę, selek­cjo­nu­je to, co sta­je się „figu­ral­ne”, i moty­wu­je two­rze­nie teo­rii, ponie­waż jego dzia­ła­nie pole­ga na wyzna­cza­niu gra­nic mię­dzy figu­rą a tłem. W ten spo­sób wstyd ujaw­nia afek­tyw­ne fun­da­men­ty zarów­no pro­ce­su czy­ta­nia (jako inten­syw­ne­go sku­pie­nia), jak i pro­ce­su teo­re­ty­zo­wa­nia, któ­re rodzi się z prób radze­nia sobie z afek­tem25. Wie­rzę, że war­to uwzględ­nić per­spek­ty­wę, któ­rą daje nam zwrot afek­tyw­ny. Pozwo­lił nam on bowiem z więk­szą wyro­zu­mia­ło­ścią trak­to­wać nasze wła­sne łzy i wstyd za te łzy, a tak­że lepiej zro­zu­mieć, że reak­cje emo­cjo­nal­ne są pro­duk­tem kul­tu­ry, wła­dzy, histo­rii, ucie­le­śnie­nia, a nie wsty­dli­wym nad­mia­rem. Może więc trze­ba pytać nie tyle o to, czy powin­ni­śmy „poda­wać w wąt­pli­wość wła­sne łzy” i czy napraw­dę war­to „ufać (nie­któ­rym) łzom”, ile raczej o to, co nasze łzy lub wstyd za nie mówią o świe­cie, któ­ry nas tych reak­cji nauczył, co mówią o nadal w nas pra­cu­ją­cych reżi­mach emo­cji. Może war­to zapy­tać: jak może­my się odcze­pić od swo­ich łez i pozwo­lić im pły­nąć bez dokła­da­nia sobie kolej­nych warstw wsty­du, auto­cen­zu­ry oraz potrze­by uspra­wie­dli­wia­nia tego rodza­ju uczuć? 1 Z. Sala, _Poda­wać w wąt­pli­wość wła­sne łzy_ , onli­ne: https://dziennikliteracki.pl/podawac-w-watpliwosc-wlasne-lzy [dostęp: 4.12.2025]. 2 P. Sadzik, _Zaufać (nie­któ­rym) łzom,_ onli­ne: https://dziennikliteracki.pl/piotr-sadzik-zaufac-niektorym-lzom-zuzanna-sala-podawac-w-watpliwosc-wlasne-lzy-krytyka-wspolczesna-polska-krytyka-wspolczesna-dyskusje-krytyczne-szkice-polemika [dostęp: 4.12.2025]. 3 Z. Sala, _Poda­wać w wąt­pli­wość_ … 4 P. Sadzik, _Zaufać (nie­któ­rym)…_ 5 Z. Sala, _Poda­wać w wąt­pli­wość_ … 6 I.A. Richards, _Prac­ti­cal Cri­ti­cism. A Stu­dy of Lite­ra­ry Judg­ment,_ Lon­don: Routled­ge & Kegan Paul, 1954, s. 255–263. 7 Tam­że. 8 W.K. Wim­satt Jr., M.C. Beard­sley, _The Affec­ti­ve Fal­la­cy_ , „The Sewa­nee Review” 1949, Vol. 57, No. 1, s. 31–55, onli­ne: https: https://hcommons.org/app/uploads/sites/1002005/2021/06/Wimsatt_Beardsley_1949_The-Affective-Fallacy.pdf [dostęp: 12.11.2025]. 9 Z. Sala, _Poda­wać w wąt­pli­wość_ … 10 T.S. Eliot, _Tra­dy­cja i talent indy­wi­du­al­ny_ [w:] _Teo­ria badań lite­rac­kich za gra­ni­cą. Anto­lo­gia_ , t. II, tłum. H. Pręcz­kow­ska, Kraków: Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 1981, s. 401. 11 Tam­że, s. 403. 12 Tam­że, s. 403. 13 Tam­że, s. 404. 14 Z. Sala, _Poda­wać w wąt­pli­wość_ … 15 M. Bona­par­te, _The Life and Works of Edgar Allan Poe. A Psy­cho-Ana­ly­tic Inter­pre­ta­tion_ , Lon­don: Ima­go Publi­shing, 1949. 16 Z. Sala, _Poda­wać w wąt­pli­wość_ … 17 P. Sadzik, _Zaufać (nie­któ­rym)_ … 18 M. Hardt, _Fore­word_. _What Affects Are Good For_ [w:] _The Affec­ti­ve Turn The­ori­zing the Social,_ red _._ P. Tici­ne­to Clo­ugh, J. Hal­ley. Dur­ham: Duke Uni­ver­si­ty Press, 2007, s. IX. 19 C. Cole­bro­ok, _Gil­les Deleu­ze_ , London–New York: Routled­ge, 2002, s. 137. 20 S. Ahmed, _The Cul­tu­ral Poli­tics of Emo­tion_ , Edin­burgh: Edin­burgh Uni­ver­si­ty Press, 2004, s. 4. 21 B. Mas­su­mi, _Para­bles for the Vir­tu­al. Move­ment, Affect, Sen­sa­tion_ , Durham–London: Duke Uni­ver­si­ty Press, 2002. s. 1–4. 22 Ten­że, _A User’s Guide to Capi­ta­lism and Schi­zo­ph­re­nia.__Devia­tions from Deleu­ze and Guat­ta­ri,_ Cambridge–London: MIT Press, 1992, s. 8. 23 R. Wil­liams, _The Long Revo­lu­tion_ , Har­mond­sworth: Pin­gu­in Books, 1965, s. 64–65. 24 T. Modle­ski, _Loving with a Ven­ge­an­ce_ , New York: Methu­en 1984, s. 11–34. 25 E. Koso­fsky-Sed­gwick, _Touching Feeling. Affect, Peda­go­gy, Per­for­ma­ti­vi­ty_ , Durham–London, Duke Uni­ver­si­ty Press, 2003. s. 114–117.
dziennikliteracki.pl
December 17, 2025 at 9:17 PM
wczoraj wymyśliłem ale nie mam siły dociągnąć pomysłu do końca więc wrzucam demo jeśli kogoś to interesuje. jest to ślapor (śląski vapor) czyli zwolnione i zambientowione szlagiery śląskie

https://on.soundcloud.com/mm8YekWEma6IKHOMUP
ślapor (demo)
niedokończony projekt, może kiedyś coś z tym zroibę, ale raczej nie wszystkie sample są z różnych szlagierowych utworów okładka to Daniel Dobraszkiewicz, wymazałem mu twarz e-jajem
soundcloud.com
December 14, 2025 at 8:37 PM
Reposted by ehh hahah
📷 Skoro było dzisiaj słońce, to i zachód słońca piękny 🌞 Taki wiejski widoczek z #polesie

#wieś #m0biphoto
December 10, 2025 at 7:22 PM
screenshot of my November reading statistics - I am glad I have managed to read almost daily!!

the best read was "still born" by guadalupe-dont-remeber-the-author
December 7, 2025 at 8:57 PM
November 26, 2025 at 6:37 PM
November 26, 2025 at 1:27 PM
Reposted by ehh hahah
black
whistles
white
gong
yellow
out
green
clean bright
red
red
blue
out
white
out

(Gong part for one of the pieces we played today)
November 23, 2025 at 10:19 PM
https://youtu.be/ryxvNgOHaN4 dosłownie najlepszy utwór na świecie<3 #freejazz <333
October 26, 2025 at 8:04 PM
fajny #dronemetal #doommetal z francji - https://yearofnolight.bandcamp.com/album/les-ma-tres-fous - bardzo powoli się rozwija, ale wg mnie to super!!
October 26, 2025 at 1:05 PM
jeju, jak się cieszę że Oneohtrix Point Never wraca do stylu sprzed 2015!
October 20, 2025 at 8:40 AM
unsound + lęk społeczny = koszmar
October 10, 2025 at 8:01 AM
piszę do magisterki fragment, opierając się na tekście Latour, B. (2012). Wizualizacja i poznanie (visualisation and cognition: Drawing things
together). Avant, III(T):208--219. Przekład: Aleksandra Derra i Maciej Frąckowiak; i nie daje mi spokoju fakt, że Latour ciągle wspomina o powrocie […]
Original post on mastodon.social
mastodon.social
October 1, 2025 at 5:31 PM
z jednej strony uwielbiam kulturę #opensource, a z drugiej czytam że wiele featurów do #postgresql naklepał typ, który na swojej stronie chwali się projektami dla rządu federacji rosyjskiej, gazpromu czy rosatom i mam mieszane uczucia...
September 25, 2025 at 7:21 PM
ehh chciałbym mieć więcej czasu na wolonariackie aktywności, zarówno te fizyczne (w różnych fundacjach etc.), jak i te wirtualne (kontrybucje open source, wikipedia).. szkoda że to jest przywilej dla niektórych, mieć na to czas
September 22, 2025 at 3:43 PM
bywając często w krakowskich kawiarniach dochodzę do wniosku że musi być mega trudno zrobić taki stolik żeby się nie gibał
September 1, 2025 at 8:52 AM